Magiczne 5 procent, czyli o jakości cementu
W artykule "Oznaczenia cementu" wspomniano, że cementy noszące oznaczenie CEM I (niezależnie, czy jest to cement typu N czy R) zawierają ilość składników "poza klinkierem" w granicach 0-5%. Jest to najczęściej związane z tym, że w każdym cemencie są m.in.:
- alkalia (przeliczenie na Na2O)
- siarczany (przeliczenie na SO3)
- chlorki (przeliczenie na Cl-)
- pozostałości nierozpuszczalne
- inne (np. tlenek magnezu - MgO)
Graniczne wartości norm mówią o ilości sięgającej około 9% (część z nich, np. alkalia, nie ma przypisanych wartości granicznych), lecz ich skrajne wartości potrafią bardzo mocno wpływać na jakość cementu, co oznacza, że ich realne i rzeczywiste ilości są dużo mniejsze.
Każdy sprzedawca i każdy producent cementu ma obowiązek udostępniania wyników badań fizykochemicznych mówiących o tym, co jest w składzie danego rodzaju cementu, co pozwoli kupującemu sprawdzić towar przed zakupem. Obecnie takie wyniki są dostępne zwykle na stronach sprzedawców (często jako odnośniki), przedstawicieli danego producenta na kraj lub bezpośrednio na stronach producentów. Dostępne powinny być przynajmniej trzy wersje takich informacji:
- pierwsza zawierająca wyniki badań, które są aktualne przez pewien okres czasu (zwykle rok), dokonanych w kraju sprzedaży
- druga zawierająca deklarację tego, co producent rzeczywiście sprzedaje; można napotkać konkretne wyniki danych badań lub przedział z informacją, że podane wyniki dotyczą min. 95% próbek
- trzecia - czyli wyniki badań próbek z obcego kraju (gdy np. nie ma przedstawiciela danego producenta na całą Polskę i publikuje on wyniki w kraju, w którym takowe biuro jest)
Wszystkie te trzy informacje powinny być spójne, niesprzeczne oraz jeśli nie identyczne, to przynajmniej bardzo zbliżone. Dokładne sprawdzenie tych źródeł pozwala stwierdzić, jak dobry (lub nie) towar jest nam oferowany.
Założeniem i to podstawowym jest to, że na taki rynek jak Polska żaden wielki producent cementu białego nie produkuje jedynego i wyjątkowego towaru - najwyżej dostosowując się do wymagań lokalnego prawa zmienia opisy na worku, oznaczenia czy zestaw informacji o trwałości. Jest to często związane z lokalnymi normami czy zwyczajami. To założenie oznacza, że cement sprzedawany w naszym kraju (np. CEM 42,5 IN czy CEM 52,5 IR) powinien mieć odpowiednik w ofercie producenta zamieszczonej na jego stronie internetowej.
Jeśli okaże się, że takowy cement jest - nie ma problemu, jeżeli zaś go brak - może to oznaczać, że tak naprawdę towar, który jest nam oferowany może zawierać coś jeszcze, czyli wypełniacze niewymienione w charakterystyce technicznej. Jest to o tyle istotne, że ich dodatek może zmieniać pewne właściwości cementu w sytuacji, kiedy zostanie dodana chemia - niezależnie czy rozumiemy ją jako "tradycyjną", czy profesjonalną. Ta "tradycyjna" to po prostu różne receptury przekazywane czasem z pokolenia na pokolenie, od wielu lat, spełniające podobną rolę jak nowoczesna chemia renomowanych producentów.
Przykładowo - jeżeli tym nieoznaczonym składnikiem jest wapień (dokładniej kamień wapienny mielony - oznaczenia odpowiednio L lub LL), to pod wpływem różnych dodatków może on przekształcić się w pewną odmianę kamienia kotłowego, czyli tego co znamy z czajników - zażółcającą fugę czy zaprawę. Jest on o tyle kłopotliwy, że zupełnie inaczej niż "czysta zaprawa" chłonie wodę, jest nieodporny na działania środowiska kwaśnego, co może zaowocować zniszczeniem fugi czy zaprawy pod wpływem deszczu.
Co ciekawe, użycie kamienia wapiennego jako "wsadu" do betonu finalnie zaaprobowano dopiero w latach 80. i to w ilości nie większej jak kilka procent do betonów niskich wytrzymałości.
Kolejna możliwość - popioły, spełniające warunki normy jakie są dla nich przypisane mogą różnić się na tyle w swoim składzie (różny producent, dokładniej zaś różny skład "wsadu" z jakiego powstaje), że chemia może na ów różny skład fizykochemiczny bardzo różnie reagować, dając skrajne wyniki. Jest to o tyle bardziej prawdopodobne, o ile mocniejsze są środki jakie dodajemy, a można spotkać takie, których graniczne wartości wyrażają się w dziesiątych częściach procenta dodawanej do masy zaprawy czy betonu (bywa, że nie przekraczają wartości 0,3%).
Drugą równie istotną sprawą jest porównanie danych podawanych na stronie producenta, danych podawanych przez ośrodek badawczy w jego kraju (np. nasz odpowiednik IMMB) oraz danych publikowanych przez polskie instytuty. Wszystkie te liczby i wartości nie powinny znacznie odbiegać od siebie. Delikatne różnice są normalne - z prostego powodu: cement produkowany jest ze składników naturalnych, występujących w przyrodzie - a co za tym idzie nieco różniących się od siebie. Owe różnice w procesie produkcji są niwelowane, lecz nie zawsze udaje się je usunąć do samego końca. Niewielkie wahania mogą brać się z pewnych różnic w metodologii badań. Czym innym jednakże jest różnica w wytrzymałości cementu o 3 MPa (np. w jednym dokumencie 75 MPa, w innym 72 MPa przy założeniu, że jest to cement klasy 52,5), a czym innym różnica około 10 MPa (dane producenta 67 MPa, dane z polskich badań 56 MPa, nawet przy założeniu, że jest to cement klasy 42,5). Tak duże różnice jak w drugim wypadku pozwalają przypuszczać, że z cementem jest coś nie tak, lub że towar jest po prostu nierówny, nietrzymający pewnego stabilnego poziomu jakości.
Jeżeli mamy jakieś wątpliwości co do składu cementu, zawsze możemy zadzwonić do sprzedawcy, przedstawiciela na Polskę lub producenta (w zależności od tego, co kupujemy i jak zorganizowana jest sprzedaż na terenie naszego kraju), by dokładnie wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Udzielenie dokładnej informacji o składzie cementu lub o tym, gdzie ją można uzyskać, jest żelaznym obowiązkiem osoby, do której dzwonimy. Jeśli nasza rozmowa nie rozwieje wątpliwości, lepiej czasem dopłacić te kilka złotych i kupić taką markę, która daje większą pewność w trakcie użycia, posiada stabilniejszy skład i po prostu wiadomo, co w tym cemencie jest.
|